"Jeszcze czego!" [FRAGMENTY KSIĄŻKI]
"Jeszcze czego!" (materiały prasowe)
"Jeszcze czego!"
Korzenie patriarchatu sięgają głęboko. Dominacja chłopców nad dziewczynkami zaczyna się już w podstawówce, gdy dziewczynkom wkłada się do głowy, że kobiecość, cielesność, pożądanie to sfery brudne, brzydkie i najlepiej w ogóle o nich nie myśleć (i ich nie dotykać!), podczas gdy rozwój chłopięcej seksualności pozostawia się internetowi i pornograficznym treściom, w których mężczyzna to samiec alfa. Ze swoich pierwszych seksualnych kontaktów dziewczyny/kobiety często wychodzą pokiereszowane. Brak porządnej edukacji seksualnej szkodzi obydwu stronom, a w konsekwencji utrudnia osiąganie partnerstwa także poza sypialnią. Winowajcą jest główny strażnik moralności (szczególnie moralności kobiet) - Kościół.
Siłą książki jest to, że Paulina Młynarska nie przytacza hipotetycznych, wydumanych sytuacji, ale odwołuje się do własnego doświadczenia. Bywa bezlitosna wobec mężczyzn, których spotkała, tak samo jak wobec samej siebie. Wkłada kij w mrowisko, podburza do buntu i staje się bardzo ważnym głosem w toczącej się od tygodni batalii o prawo kobiet do decydowania o własnym ciele.
Książkę "Jeszcze czego!" opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka. Książkę można kupić TU.
Jak budować bliskość z kimś, kto obejrzał tysiące pornoli?
Gdybym miała dziś odpowiedzieć na pytanie, co mnie, jak dotąd, najbardziej rozczarowało na tym świecie, odpowiedziałabym, że mężczyźni. Nie mam tu na myśli facetów, których spotkałam na swojej drodze. Ci, których kochałam, lubiłam, szanowałam, a czasem nie znosiłam albo się obawiałam, bywali zarówno wspaniali, jak i okropni. Piękni i szpetni. Godni podziwu i niezasługujący na splunięcie. Niektórzy mnie zawiedli, niektórych to ja wystawiłam. Jak to w życiu.
Rozczarowanie, które mam na myśli, sięga o wiele dalej niż za drzwi mojej sypialni i do mojego stołu. Gdybym miała oceniać męską połowę świata wyłącznie na podstawie osobistych przeżyć, nie byłoby wcale tak źle.
(...)
Jeśli mówię o rozczarowaniu męskością, chodzi mi o coś bardziej ogólnego, składającego się na szerszy obrazek. Podkreślam jeszcze raz: to, co chcę napisać, będzie krzywdzące dla ogromnej rzeszy myślących, empatycznych, pracujących nad sobą, dojrzałych mężczyzn. Trudno, mam nadzieję, że mi wybaczą, rozumiejąc, czemu służy generalizacja, którą zamierzam się posłużyć.
Znam kobiety, słucham ich od wielu lat w swojej pracy dziennikarskiej. Mam też przyjaciółki, znajome, koleżanki i współpracownice, które wiedząc, że zawsze trzymam ich stronę, chętnie mi się zwierzają. Znam siebie. Przeżyłam wystarczająco dużo, by wiedzieć, czego mi brak.
Wychodzi na to, że prawie wszystkie bardzo chcemy kochać mężczyzn. Jednak dla wielu z nas okazuje się to zadaniem ponad siły. Bo jak kochać kogoś, kto niby przepuszcza cię w drzwiach i całuje w rączkę, ale w głębi duszy pogardza twoją płcią? To trochę tak, jakby czarnoskóra osoba związała się z kimś, kto ją osobiście kocha, ale tak ogólnie, to jest rasistą.
Jak kochać kogoś, kto pracując na porównywalnym stanowisku, nie sprzeciwia się temu, że ty, jego partnerka, ukochana, światło jego oczu i matka jego dzieci, zarabiasz o jedną trzecią mniej niż on? Bez obrazy, potraktujcie to symbolicznie. Wychodzę z założenia, że stosunek danego mężczyzny do wszystkich kobiet ma przełożenie na jego stosunek do własnej partnerki.
Jak szanować osobę, która tylko z racji posiadania między nogami czegoś innego niż kobieta sądzi, że należy jej się obsługa, a fakt, że potrafi przypalić wodę na herbatę (ha, ha, jakie to urocze!), uważa za rozkoszny i pełen wdzięku?
Jak budować bliskość z kimś, kto obejrzał tysiące pornoli, ale gdy przychodzi do prawdziwego seksu, nie wykracza poza schemat "włożyć-wyjąć", podczas kiedy ty się zastanawiasz, jak można nie zauważyć, że nie miałaś, no znowu nie miałaś tego cholernego orgazmu! A teraz leżysz, słuchając, jak chrapie, i zastanawiasz się, co z tobą jest nie tak?
Jak oddawać się komuś, kto o kobietach mówi "dupy" i "towary"? Jak urodzić mu dziecko, mając z tyłu głowy tragiczne statystyki ściągalności alimentów?
Jak tworzyć dom z kimś, kto uważa, że jego spełnienie zawodowe jest na pierwszym miejscu, i notorycznie zostawia cię samą z obowiązkami, dziećmi, starszymi rodzicami i psem, a sam znika codziennie na pół doby.
Jak układać sobie życie z kimś, kto straszy, że zamieni cię na nowszy model, pozbawiając wszystkiego, czemu poświęciłaś swoje najlepsze lata?
Jak wytrzymać z człowiekiem, który nieustannie rozstawia cię po kątach, zarządza twoim życiem, krytykuje i pozwala sobie na niekontrolowane wybuchy agresji?
Jak znosić jego gburowate odpowiedzi? Mentorski ton? Chamskie zaczepki? Bałaganiarstwo i niedbalstwo w zakresie własnego zdrowia, nieuchronnie prowadzące do tego, że kiedyś, ktoś (czytaj: partnerka) będzie musiał zajmować się schorowanym, gderającym dziadem, któremu nie chciało się rzucić palenia, picia, tłustego żarcia i siedzenia przed komputerem.
Już widzę, jak co poniektórym skoczyło ciśnienie.
Jeszcze raz podkreślam: wiem, że istnieją mężczyźni, którzy rozumieją znaczenie słowa "równość". Ale wystarczy rozejrzeć się wokół, by się połapać, że wcale nie przesadzam.
"Szanuj się, bo cię nie będą szanować"
W szóstej klasie podstawówki zmieniła się nam polonistka. Nowa nauczycielka, osoba bardzo bezpośrednia, codziennie na powitanie zwracała się do klasy słowami: "Cisza, gnoje, dziwy i rajfury!". Bardzo nam to pomagało w budowaniu poczucia własnej wartości, więc nikt nigdy przeciwko takiemu traktowaniu nie zaprotestował. W zasadzie zgadzaliśmy się z tymi określeniami, ponieważ od maleńkości nazywano nas na przemian "smarkami", "gówniarzami", "smrodami", "srajdami" i tak dalej. Tylko słowo "rajfury" budziło pewien niepokój i właściwie nigdy nie zostało nam wyjaśnione, które z nas dokładnie, wymawiając to słowo, pani od polskiego miała na myśli.
Ostatecznie uznałyśmy to z dziewczynami za licentia poetica i przeszłyśmy do porządku dziennego. Bo, że dziwy - to nas akurat nie dziwiło wcale. Pokwitanie przyniosło uogólnioną, radykalną zmianę w zachowaniu większości otaczających nas dorosłych. Nagle nie było już tak łatwo uzyskać zgodę na nocowanie u koleżanki, a każdy późniejszy powrót do domu traktowany był z rosnącą podejrzliwością. W domowym słowniku pojawiły się nowe słowa - "puszczalska" i "dziwka". Jednocześnie na każdym kroku pouczano nas, że mamy się szanować. Dodając dla wzmocnienia efektu: "Bo nikt nie będzie cię szanował!". Moja mama lubiła jeszcze dorzucić: "Spójrz na siebie! Nie jesteś w porządku!".
Można chyba śmiało powiedzieć, że zanim na dobre zaczęłyśmy dojrzewać, zarówno ja, jak większość moich koleżanek byłyśmy już tak urobione, tak głęboko przekonane o tym, że wszystko, co wiąże się z kobiecością, seksualnością, cielesnością i budzącym się pożądaniem, jest brudne, brzydkie, wstrętne i kurewskie, że można było się już o nas nie martwić. Przysięgam, nie zamierzałyśmy się puszczać. Zamierzałyśmy się trzymać.
I znów nastało kilka lat względnego spokoju, przerywanego jedynie partyjkami gry w butelkę i chichotem pod kołdrą.
Pokolenie później nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o poziom szacunku do budzącej się, młodzieńczej seksualności. Rodzice i nauczyciele nadal wtykają dziewczynom te same głodne kawałki typu "Szanuj się, bo cię nie będą szanować", dalej unikają tematu, ale za to Internet robi swoje.
Mało co mnie tak śmieszy, jak argumenty prawicy przeciwko wprowadzeniu edukacji seksualnej do szkół. No, może jeszcze żenująca awantura o pigułkę "po".
Mylimy seks z miłością, nawet jeśli jest to seks beznadziejny
Słowa "kocham cię" działają na nas, zwłaszcza w młodym wieku, jak narkotyk. Wystarczy je wypowiedzieć, by dziewczyna straciła wszelką przytomność umysłu i oddała seks, duszę, a często też wszystko inne - własne zdanie, upodobania, ambicje i marzenia - pierwszemu lepszemu dupkowi, który w odpowiedni sposób wymówi to sprane zaklęcie.
Nie chciałabym tu zostać źle zrozumiana. Nie podejrzewajcie mnie o to, że zamierzam lansować ideę czystości i nieskalania się seksem aż do chwili stanięcia na ślubnym kobiercu. Chodzi mi o to, do jasnej cholery, żeby się nie pokalać ZŁYM seksem.
Seksem bez zabezpieczenia: Kocham cię przecież! Po co nam prezerwatywa?
Seksem bez przyjemności: Kocham cię tak bardzo, że nie mogłem się powstrzymać!
Seksem na warunkach tylko jednej ze stron: Kocham cię, ale nie chcę się angażować!
Chodzi mi o to, żeby nie dać się wykorzystywać.
A właśnie to jest naszym wielkim zbiorowym dziewczyńskim doświadczeniem, z którym wchodzimy w dorosłe życie. No, chyba że należymy do jednej z radykalnych wspólnot religijnych, piętnujących wszelką aktywność seksualną przed ślubem.
Osobiście uważam, że w dwudziestym pierwszym wieku nie potrzebujemy już religii, aby regulować nasze zachowania, także te seksualne. To oczywiste, że brak odpowiedzialności w życiu intymnym i promiskuityzm nie są bezpieczną opcją. Nie ze względu na grzech i potępienie, tylko dlatego, że można się w ten sposób zarazić ciężką chorobą. Albo powołać do życia niechciane dziecko. Albo wpuścić w seksoholizm, który jest równie koszmarnym uzależnieniem, jak każde inne. Albo w depresję, która u ludzi wrażliwych bywa skutkiem powierzchownych relacji seksualnych.
Z tych właśnie powodów jestem za tym, by bardzo uważnie i poważnie dobierać sobie partnerów i partnerki do łóżka. Seks to nie grzech, ale też nie sport. Może być zabawą, ale drugi człowiek nie jest zabawką.
Jako się rzekło, przeważająca większość dziewczyn znad Wisły i Odry ma poczucie własnej wartości na poziomie dna studni artezyjskiej. Z tego powodu pozwalamy się sobą bawić. Łapiemy się na wyświechtane słówka. Dajemy całą siebie i zostajemy z niczym. Wpatrujemy się godzinami w telefon, czekamy w oknie. Może jednak wróci i odda, co zabrał? A jeśli wróci (po więcej), jesteśmy gotowe oddać jeszcze więcej.
Rozbijamy emocjonalną skarbonkę, zaciągamy chwilówkę, której odsetki rosną w zastraszającym tempie. Na koniec zostajemy ze strasznym długiem wobec samej siebie. Z konsekwencjami w postaci nieplanowanej ciąży albo jeszcze bardziej nieplanowanej choroby. Ze złamanym sercem, z pękniętym życiorysem.
Mylimy seks z miłością, nawet jeśli jest to seks beznadziejny. Stajemy się "sępami miłości". Zadowala nas byle okruch, byle strzęp. Byle kto, byleby był. Aby go zdobyć i mieć, stawiamy sobie absurdalnie wysokie wymagania.
Moje przyjaciółki Francuzki zawsze bardzo się dziwią perfekcjonizmowi polskich kobiet. "Nie znam drugiego kraju, w którym przepiękne kobiety byłyby jednocześnie tak głęboko przekonane, że są maszkaronami, a koszmarni mężczyźni tak zadowoleni z siebie", mówi o Polsce Nicole, zaciągając się papierosem, dyndając gołą stopą i gwiżdżąc na polityczną poprawność.
Prywatnie jest żoną, matką czworga dzieci. Zawodowo - cenioną dziennikarką i producentką telewizyjną. Nie farbuje włosów, nie maluje się, u manikiurzystki była ostatni i jedyny raz w dniu swojego ślubu. Jest pyskata, wygadana, seksowna i zabawna. Mąż ją uwielbia. Młody kochanek też.
NIE MA ŻADNEGO RÓWNOUPRAWNIENIA!
Nie mają też racji ci, którzy głoszą, że jestem stuknięta! Co to, to nie! Miewałam depresję - zgoda. Bywałam załamana sobą i swoim życiem, potrzebowałam pomocy psychologa oraz psychiatry, ale głównie po to, by usłyszeć od nich, że wszystko ze mną w porządku. Borykam się i mam trudności. Nie potrafię, bez szemrania, zgodzić się na krzywdzący mnie schemat, a jednocześnie nie umiem w ten schemat nie popadać. Walczę i szukam drogi wyjścia. Błądzę, upadam i się podnoszę.
O czym to świadczy? Chyba nie o chorobie.
To nie ci, którzy zmagają się z życiem i szukają dla siebie właściwej formuły na szczęście, są chorzy. Chorzy są raczej ci, którzy z tego rezygnują. Nie wierzą, że życie może być lepsze i bardziej sprawiedliwe, nie kwestionują krzywdzących stereotypów.
Mylą się również moi obrońcy i obrończynie spod znaku "pecha do facetów". Doceniam ich dobroć i próbę wybronienia mnie przed hejterami, ale bądźmy dorośli. Jeśli ktoś popełnia to samo głupstwo dwa razy, od biedy można to sobie tłumaczyć pechem. Jeśli cztery, mówimy o powielaniu skryptu. Ten fragment skryptu w moim przypadku brzmi: "Seks uprawiać będziesz tylko w małżeństwie, bo inaczej to grzech i obraza społeczeństwa!".
Nie wymyśliłam go oczywiście sama - został mi zaszczepiony przez wychowanie i kulturę. Ale to tylko ja, ja jedna, mogę wyłączyć powielacz, na którym go w kółko odbijam.
Mężczyźni, których sobie dobierałam, świetnie się nadawali na moich kumpli albo kochanków, ale na mężów kompletnie nie. Tyle że ja, żyjąc ze skryptem w garści, nie potrafiłam dać sobie czasu na rozeznanie się w tym, kim ci mężczyźni właściwie są, co sobą reprezentują i jakie wyznają wartości. Krew nie woda - chcąc uprawiać seks, godziłam się na kolejne małżeństwa, a może wręcz je prowokowałam?
Po jakimś czasie okazywało się, że nie jestem w stanie wytrzymać w związku z człowiekiem, z którym, de facto, połączyła mnie wyłącznie fascynacja seksualna, chwilowe zauroczenie. Zwijałam manaty i wracałam do siebie. Jakimś cudem w moim skrypcie nie zapisano, że nie wolno zawracać, wycofywać się, rozwodzić i zaczynać od zera. I tu mam szczęście nie do opisania!
Bo właśnie to stoi, jak wół, w życiowych scenariuszach gotowcach, którymi posługują się całe rzesze kobiet, niedających sobie takiego prawa. Tkwiących latami w przypadkowych, pełnych przemocy, niszczących i toksycznych związkach pod hasłem: "dla dobra rodziny". Nie ma czegoś takiego jak "dobro rodziny", które miałoby się realizować kosztem kobiety. Wbijmy to sobie raz na zawsze do głowy. Napisanie scenariusza swojego życia od nowa, bez kierowania się wytycznymi wielkiego producenta szmiry, jakim jest społeczeństwo, wymaga pracy, czujności i obecności w swoim życiu.
Koniec z automatycznym pilotem, tu trzeba sterować ręcznie. Zrezygnować z życzeniowego myślenia i zacząć podejmować decyzje oparte na realnych przesłankach.
Kobiety, które się do tego przebudziły, najczęściej wskutek bolesnych przeżyć, pilnują swojej przytomności umysłu jak największego skarbu. Wiedzą, że najgorsze, co można sobie zrobić, to liczyć na scenariusze gotowce, które próbuje nam opchnąć kultura - że niby on da nam poczucie bezpieczeństwa, że miłość jest najważniejsza, a rodzina to skarb.
Że się "kochamy", to zróbmy sobie dziecko, weźmy razem kredyt, zaangażujmy wszystkie swoje środki. Na własnej skórze przekonały się, w co potrafi zamienić się owo bezpieczeństwo, miłość i skarb życia rodzinnego. Jak procentują te czynione w miłosnym upojeniu inwestycje! Wiedzą, że w tej kulturze, jak dotąd, NIE MA ŻADNEGO RÓWNOUPRAWNIENIA. Są jakieś jego zręby, ale globalnie: pieniądze, władza i decydujący głos nadal spoczywają w rękach mężczyzn.
Trujący plankton i śliwka robaczywka
@Kocha na zabój
Na śmierć. Na śmierć przez zagłaskanie. Zgaduje każde życzenie kobiety, patrzy na nią jak w obraz, dziennie pisze setkę SMS-ów i e-maili, nazywa ją kwiatkiem, kotkiem i króliczkiem. Kroku bez niego nie zrobi, bo on zawsze czai się w okolicy, na kolanach, gotowy poświęcić dla niej swe życie. Zgroza! Nawet kiedy to piszę, mam ciarki na plecach...
@ Pseudoarystokrata
Już na początku znajomości zaznacza, że zadaje się tylko z dziewczynami z najwyższej półki ? pięknymi i z wyższych sfer. Na dowód wysyła ci zdjęcia poprzednich partnerek (które nawet o tym nie wiedzą :)).
@ Spiker
Zachwycony swoim głosem. Na dowód podczas rozmowy telefonicznej waży każde słowo, jakby słuchając siebie, wpadał w zachwyt.
@ Fetyszysta otyłości
Wyszukuje kobiety otyłe, zakompleksione. Uzależnia je od siebie komplementami i czułością, czyli tym, czego wcześniej nie doświadczały. Te kobiety uważają, że nic lepszego nie mogło im się przytrafić, i są dla swojego mężczyzny gotowe na wszystko. Płacą, fundują, wyręczają, oddają wszystko. Mężczyzna, zafascynowany chorobliwą otyłością, nie godzi się na to, aby jego partnerka schudła. W komputerze skrywa tysiące zdjęć z amerykańskich stron, a wieczory spędza, oglądając pornografię z udziałem jeszcze większych kobiet. Któregoś dnia znajduje na swojej drodze kolejną ofiarę XXL, która, poniżana przez społeczeństwo, odnajduje spełnienie w ramionach fetyszysty. Zostawia swoją partnerkę i odchodzi.
@ Uwielbienie i wzgarda
Czyta (i niestety sam pisuje!) wiersze i płacze?- akcja wycofka!
@ Człowiek zagadka
Adoruje, zabiera na cudowne randki, dzwoni po sto razy dziennie, żeby usłyszeć twój głos, przedstawia cię przyjaciołom, nazywa swoją księżniczką, po czym, z dnia na dzień, znika. Rozpływa się w powietrzu. Dziwi się, kiedy ty jesteś tym zdziwiona.
@ Planista
Facet, który wszystko ma zaplanowane z góry. Bez planu ani rusz.
@ Krytyk
Krytykuje to, co kobieta je, jak się ubiera, jakie filmy ogląda, z kim się przyjaźni i gdzie pracuje. Jest szczerze zdziwiony inteligencją kobiet ? z reguły uważa je za kretynki, które nadają się tylko do sprzątania. Kicia, wiej!
@ Wybawiciel
Ratuje kobietę przed nią samą. Zdolny do wielkich poświęceń z cyklu: Ja dla Ciebie się zmieniłem, a ty, co ty dla mnie zrobiłaś? Zmusza do refleksji sprowadzającej się z reguły do chęci wyrównania jego strat: skoro ty się dla mnie zmieniłeś, muszę oddać ci narząd wewnętrzny, najlepiej nieparzysty! Typ posługujący się utartymi sloganami: ?Jak krew w piach?, ?Bo to ty?, ?Dzisiaj już mam pewność?. Rozedrgany, płaczliwy, aczkolwiek dżentelmen w każdym calu dla wszystkich kobiet oprócz tej, którą aktualnie ratuje... oczywiście przed nią samą.
@ Podpuszczalski
Najpierw wysłucha o słabościach i da wsparcie, ale tylko po to, by przy pierwszej lepszej okazji wykorzystać to przeciwko tobie. Da poczucie bezpieczeństwa, ale tylko w tym celu, by wyciągnąć z tego dla siebie korzyści. Podpytuje, umiejętnie zadaje pytania, twierdzi, że tylko on jest w stanie nam pomóc, tylko on rozumie. Zaczynasz wierzyć, że jest ideałem ideałów, i stajesz się jego emocjonalną niewolnicą. Z czasem się połapiesz, że tak naprawdę zagrał na twoich uczuciach i deficytach.
@ Mister
Śliwka robaczywka ? dla obcych miły, kulturalny słodziak, a w domu psychopatyczny sadysta.
@ Hipster rowerowiec ? rowerowy chłopiec
Ma rower, na którym nieoczekiwanie do ciebie przyjeżdża. Codziennie. Przesiaduje i zawraca d... Nie za bardzo wiesz, o co mu chodzi, bo nawet cię nie uwodzi, tylko tak sobie przyjeżdża pogadać.
@ Bumerang
Odchodzi, próbuje, dostaje kosza, wraca. I tak w kółko!
@ Fanatyk religijny
Aby cię pocałować, zdejmuje z szyi krzyżyk! Ale raczej nie całuje. Nie wolno mu się podniecać. Z seksem czeka do ślubu, nie uznaje antykoncepcji i robi aferę, że nosisz krótką spódnicę. Koszmar!
@ Wszechwiedzący Pan i Władca
Najmądrzejszy. Zna się na wszystkim, a kobieta to dla niego podgatunek służący wyłącznie do prokreacji i powielania Jego nadludzkich genów. Lubi obrażać ? zwłaszcza tę, która wiernie mu służy i nie domaga się prawa głosu. Nie znosi innych ludzi ? są zbyt głupi, aby w ogóle poświęcać im swój drogocenny czas. Jego wybranka to najczęściej zgarbiona od natłoku obowiązków, dobrze zarabiająca i świetna w kuchni babka o bardzo niskiej samoocenie. Władca przez lata związku
wmówił jej, że jest gówno warta, i ona wiernie tego się trzyma, bo przecież nie ma mężczyzn idealnych. Ona wciąż gotuje, sprząta, byleby nie krzyczał, nie klął przy dziecku.
Paulina Młynarska
Paulina Młynarska (ur. 1970) - dziennikarka, producentka radiowa i telewizyjna, związana z rynkiem polskim i francuskim. Felietonistka, blogerka, autorka scenariuszy i książek, znana z ciętego języka, własnego zdania i odważnego podejścia do tematów tabu. Przez ponad dekadę na antenie TVN Style współprowadziła talk-show "Miasto kobiet". Obecnie tworzy program "Lustro" w Onet.pl, redaguje debaty dla miesięcznika "Sens", pisze felietony dla miesięcznika "Grazia", prowadzi autorskie warsztaty samorozwoju "Miejsce Mocy". Możemy ją także usłyszeć w radiu Kolor, gdzie animuje autorską audycję "#kochaniekocha". Feministka, narciarka i podróżniczka. Matka dorosłej córki. Mieszka w Kościelisku, gdzie przyjmuje gości, smaży konfitury i pisze książki.
Książkę "Jeszcze czego!" opublikowało wydawnictwo Prószyński i S-ka. Książkę można kupić TU.