Po „pancernym kardynale" z Niemiec, jak określano poprzednika Benedykta XVI, oraz konserwatywnym pontyfikacie Jana Pawła II, katolicy rozsmakowują się w każdej wypowiedzi Franciszka, któremu zdarza się upodmiotowić tych, którzy za poprzedników byli wykluczeni. Jakiś czas temu wszyscy wpadli w zachwyt, gdy wyznał: „Jeśli ktoś jest gejem, ale szuka Pana i ma dobrą wolę, to kim jestem, bym mógł go oceniać?" Tyle tylko, że te słowa tak naprawdę oznaczały, że "nawet jeśli jesteś gejem", masz jakieś prawa. W mniej oficjalnych sytuacjach jest zresztą mniej przyjemnie, w rozmowie z włoskimi biskupami miał z troską zauważyć, że w seminariach jest za dużo „pedalstwa". Co z tego, że dwa dni później przeprosił za użycie homofobicznej obelgi. Znaczące jest to, że stanowisko, o którym mowa, papież wygłosił podczas spotkania za zamkniętymi drzwiami z grupą nowo wyświęconych księży w Rzymie. Miał dodać z dumą: "Nosimy spodnie". Czy aby na pewno? Jakoś nie kojarzę Franciszka w spodniach. 

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.